Skip to content
Menu
0
Your cart is empty. Go to Shop

Dlaczego nie mogę się modlić?

Karolina Plichta

Karolina Plichta

4.1
(9)

To jest jakiś absolutny absurd. Błagam Cię.

Naprawdę?

No w sumie żal.

Ile razy jeszcze powtórzysz “nie mogę się modlić”, tyle razy nie będziesz mogła i koniec kropka.

Ale spokojnie. Spokojnie. Tu nikt nikogo nie szkaluje, nie ocenia. Początek wpisu nieco agresywny, ale to nie ja mówię. To Ty często nie masz dla siebie wyrozumiałości, chcesz, aby Twoja modlitwa była taka, jak papieża.

Nie jesteś papieżem. Nie musisz. Nie będziesz. I z pewnością nie jest to kwestia, która spędza Ci sen z powiek, prawda? Właśnie.

Więc na początek wyluzuj. Dziesięć głębokich wdechów i jedziemy.

W poprzednim wpisie już postawiłam tezę: źródło Twoich problemów w relacji z Bogiem, z modlitwą tkwi w Twojej relacji z rodziną pochodzenia.

ZANIM Twoja relacja do Boga dojrzeje, stanie się odrębną od innych, ziemskich relacji, przybiera ona postać ODZWIERCIEDLENIA relacji z głównym obiektem, do którego przywiązujesz się w dzieciństwie.

Ile razy słyszałaś z ambony czy czytałaś w mądrych książkach, że Twoja relacja z Bogiem jest taka jak z ziemskim ojcem? Czy nie jest to daleko idące uproszczenie?

Ta zależność jest nieco nieprecyzyjna.

Otóż głównym obiektem przywiązania jest oczywiście… mama. (Tak, wiem że niektóre osoby nie znają ani mamy ani taty, wychowują się w domu dziecka itd. Moja wyobraźnia to ogarnia, ale na potrzeby tego wpisu nie bierzemy takich sytuacji pod uwagę.)

W najczęściej statystycznie występującym układzie to matka jest najważniejsza dla dziecka.

Mama jest bazą. To, co robiła mama w okresie prenatalnym i postnatalnym zapisało się w Twojej pamięci emocjonalnej.

O stylach przywiązania pisałam TU i TU.

Oczywiście, że tata też jest ważny. Oczywiście, że ma wpływ na Twój rodzaj przywiązania.

Oczywiście, że to nie jest zero-jedynkowe.

Ale prawdopodobnie dziś odkryłaś oczywistą oczywistość, która wywraca Twoje myślenie o relacji z Bogiem do góry nogami.

Skoro zatem już to wiesz, to mam dla Ciebie kilka pytań, które warto sobie zadać, a jeszcze lepiej – znaleźć na nie odpowiedzi.

Z pewnością trzysta razy wyobrażałaś sobie Boga jako mężczyznę. Strzelam w ciemno, że miał brodę lub co najmniej zarost. Pewnie nie chybiłam.

Jakie atrybuty/cechy ma Bóg jakiego znasz?

To jest bardziej męskie czy kobiece?

Jak w kilku słowach opiszesz Twoją relację do Boga?

A jak do mamy?

A do taty?

Ale nie chodzi o to, żebyś pisała “Bóg jest dla mnie najważniejszy”, bo to niewiele wniesie. Poza tym to chyba trochę życzeniowe. A chodzi o to, jak JEST, a nie jak chciałabyś, żeby było.

U mnie mogłoby brzmieć tak:

Bóg: nie rozmawiam często z Bogiem (raz dziennie to dla mnie o wiele za mało),

Mama: dużo we mnie żalu do mamy

Tata: dużo we mnie smutnej obojętności wobec taty

I wypisujesz SZCZERZE wszystko, dopóki Ci się pomysły nie skończą. I później z tym siadasz i patrzysz.

Czy coś można ze sobą połączyć? Jak się mają te relacje do siebie? Czy coś się powtarza? Czy coś jest podobne a coś skrajnie różne?

Na przykład czy u mnie można połączyć to, że czuję smutną obojętność wobec taty z tym, że w sumie nie chce mi się gadać z Bogiem? Pewnie trochę tak. A żal do mamy z brakiem zaufania, że gdy Boga o coś poproszę to mnie wysłucha? Też pewnie tak.

Chciałam zwrócić Waszą szczególną uwagę na relacje z mamą. Jak wspomniałam wyżej: mam wrażenie, że w kręgach katolickich zbyt dużą wagę przywiązuje się do relacji z ojcem, a zbyt małą do relacji z mamą. Trzeba tu znaleźć jakiś balans.

Druga sprawa męcząca wiele kobiet, to modlitwa; jej jakość, częstotliwość, owocność.

Moja droga. Dopóki nie oddzielisz modlitwy od autoterapii, to daleko nie zajedziesz.

Żeby móc się modlić, powinnaś się starać oddzielić jedno od drugiego.

Jasne, że Bogu powierzasz problemy.

Jasne, że kiedy wołasz “Boże, nie wiem, jak się modlić. Jestem nieszczęśliwa, za dużo tego wszystkiego”, to też modlitwa.

Jasne, że możesz się modlić JAK CHCESZ.

Ja proponuję jedno ze stu rozwiązań. Oddziel modlitwę od autoterapii, rozmowy ze sobą o swoich problemach.

Gdybyś miała przeprowadzić taką analogię: modlitwa do Boga jest jak rozmowa z najważniejszą dla Ciebie osobą. Wiem, oklepane, ale potrzebne do zaproponowania Ci innego spojrzenia.

O mężu chcesz wiedzieć, jak najwięcej. O NIM. O tym, co myśli, co czuje, co by chciał, a co nie. Myślisz, jak sprawić mu przyjemność, a czasami też po prostu milczysz. Czytacie razem książki czy idziecie na kawę i kończy się tak, że nie gadacie zupełnie o niczym, tylko obserwujcie ludzi.

Podobnie jest z modlitwą. Modlitwa niech polega na POZNAWANIU Boga. Na TRWANIU przy Nim. Kontemplacja, Lectio Divina, modlitwa jednym zdaniem z Pisma Świętego. On wtedy do Ciebie ma szansę coś powiedzieć w ogóle.

A na czym polega autoterapia?

Na opowiadaniu Bogu, jaka jesteś nieszczęśliwa, że Ci się nie układa, straciłaś pracę. Lub wręcz odwrotnie: pompujesz swój dobry nastrój poprzez dziękowanie za sto rzeczy, które Cię ostatnio spotkały.

Nie, nie mówię, że to źle, że nie powinnaś tego robić (a nawet gdybym mówiła, to z jakiej racji miałabyś posłuchać?). Przedstawiam tylko jedną z opcji poukładania tej sfery.

Ojciec Adam Szustak świetnie wyjaśnił ten mechanizm, jeśli idzie o spowiedź. Ludzie przychodzą do konfesjonału i mówią o tym, że mają trudne życie i się żalą. To nie jest na to miejsce! I zaraz zarzut: ale ojciec jest nieczuły. Nie! To nie o to chodzi. Bardzo się przejmuję Tobą i współczuję Ci, ale spowiedź jest od wyznania grzechów i pojednania się z Bogiem, a czym INNYM jest kierownictwo duchowe czy psychoterapia.

Rozumiecie? Rozumiecie.

Teza mojego bloga (ogólna) jest taka, że źródło Twoich problemów tkwi w relacjach z rodziną pochodzenia.

Przyjrzyj się swoim relacjom z mamą, tatą, rodzeństwem czy innymi bardzo bliskimi osobami. Zapytasz: ale po co? Wszystko jest w porządku. Ja po prostu nie mogę się modlić. Rozpraszam się. Ok. Może tak jest. Oczywiście.

Ale Ty cała jesteś zbudowana z tych klocków poukładanych przez rodzinę (jasne; nie tylko). Kto powiedział, że rozproszenie na modlitwie jest zupełnie normalne? Ja czasami zwykłego “Ojcze nasz” nie mogę odmówić, bo moje myśli zaraz odlatują w stronę jakiegoś niedostatku, zachcianki, co za tym idzie? Ciągłe braki w poczuciu własnej wartości i dochodzimy do wspomnianego źródła.

Dlatego wyluzuj. Daj sobie czas i możliwość na zwykłe bycie z Bogiem, czytanie Pisma, które jest po prostu czytaniem Pisma.

Idź na terapię. Tam przerób to, co Cię boli, co Cię uwiera. Modlisz się od wielu lat o to samo i czujesz frustrację, że ni cholery nic się nie zmienia? Zamień tę modlitwę na pracę nad sobą. Oddziel to. Chociaż na jakiś czas.

Żebyś później mogła w pełnej wolności i radości wołać do Boga o te wszystkie sprawy, które leżą Ci na sercu. Ale już w dojrzałej z Nim relacji.

Notuj uściski!

Czy ten post był dla Ciebie pomocny?

Kliknij na serduszko i wyraź swoją opinię

Średnia ocena 4.1 / 5. Ilość głosów: 9

Bądź pierwszy i oceń wpis!

Skoro wpis Ci się spodobał to...

obserwuj mnie na social media

Podziel się

About Author

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *